26.02.2024
Autor: Lukasz Morawski
3-9

Recenzja Mario vs. Donkey Kong. Gra logiczna dla najmłodszych

Kultowy wąsaty hydraulik kojarzony jest przede wszystkim z niesamowicie dopracowanymi platformówkami 2D i 3D. Należy jednak pamiętać o tym, że Nintendo lubi także osadzać swojego bohatera w innych rolach. W Mario vs. Donkey Kong przypadła mu funkcja właściciela fabryki zabawek, próbującego odzyskać skradzione towary. A to wszystko w rytm mniej lub bardziej skomplikowanych zagadek logicznych.

Recenzja Mario vs. Donkey Kong. Gra logiczna dla najmłodszych

W przypadku Mario vs. Donkey Kong nie mamy do czynienia z nowym tytułem przygotowanym z myślą o Nintendo Switch. Tym razem twórcy zaserwowali nam rimejk jednej ze swoich starszych produkcji. Oryginalna wersja zadebiutowała w 2004 roku i była dostępna wyłącznie na platformie Game Boy Advance. Produkcja została bardzo dobrze przyjęta przez recenzentów (81/100 w serwisie Metacritic), bo bardzo dobrze wykorzystywała ograniczoną moc obliczeniową przenośnej konsoli. Nie był to szalenie rozbudowany tytuł, ponieważ stawiał na dosyć skromną rozgrywkę, która nadrabiała jednak kreatywnością oraz ciekawym podejściem do gatunku gier logiczno-zręcznościowych. Jak zatem wypada odświeżone wydanie? Naprawdę dobrze, choć czuć, że dałoby się wyciągnąć z niego znacznie więcej.

Człowiek kontra goryl

No dobrze, a o co tutaj w ogóle chodzi i dlaczego tych dwóch bohaterów ponownie się pokłóciło? Prowodyrem konfliktu jest tytułowy goryl, który postanowił zawłaszczyć sobie własność Maria. Produkcję otwiera krótkie i zabawne intro, w którym obserwujemy Donkey Konga oglądającego telewizję w swojej drewnianej chatce. Na jednym z kanałów natrafia na reklamę nowej linii zabawek, będących nakręcanymi, metalowymi ludzikami o podobiźnie włoskiego hydraulika. Bez chwili zastanowienia, decyduje się na wtargnięcie do fabryki i wykradnięcie tyle Mini-Mariów, ile zmieści mu się do worka. Kiedy protagonista gry dowiaduje się o tym niecnym występku, czym prędzej wyrusza w pościg za złodziejaszkiem, próbując odzyskać swoje drogocenne figurki.

Mario vs. Donkey Kong

Mario vs. Donkey Kong

Niestety historia właściwie w żaden sposób nie jest dalej rozwijana – brakuje większej interakcji między postaciami oraz większej liczby przerywników filmowych. Mimo wszystko cel jest jasny i tak naprawdę gracze nie potrzebują bardziej rozbudowanej fabuły, aby się dobrze bawić. Teoretycznie jest to też zaleta z perspektywy polskich dzieciaków, które mają jeszcze problem z językiem angielskim, bowiem nie uświadczymy tu polskiej wersji. Na szczęście w Mario vs. Donkey Kong nie występują niemalże żadne dialogi, a wszystkie informacje odnośnie sterowania czy radzenia sobie z konkretnymi pułapkami omawiane są przy pomocy ilustracji. Jest to niezwykle istotne, zważywszy na to, że grupą docelową są najmłodsi gracze, o czym może świadczyć kategoria wiekowa PEGI 3. Należy jednak mieć na uwadze, że dla trzylatków będzie to tytuł zdecydowanie zbyt skomplikowany, ale już tacy pięcio-sześciolatkowie mogą bawić się doskonale.

Mario nie tak sprytny, jak zwykle

Jak już wcześniej pisałem, Mario vs. Donkey Kong nie jest klasyczną dwuwymiarową platformówką, choć pod pewnymi względami czerpie z dorobku tego gatunku. Chodzi przede wszystkim o sposób poruszania się postacią po zamkniętych planszach, które wymagają od niego wykonywania najróżniejszych akrobacji. Mimo wszystko zakres ruchów protagonisty nie jest tak rozbudowany, jak w innych produkcjach Nintendo – bohater nie potrafi szybko biegać, a jego jedyne sztuczki, to stanie na rękach, wspinanie się po linach i wykonywanie wysokich skoków.

Mario vs. Donkey Kong

Mario vs. Donkey Kong

To oczywiście wystarczy do rozwiązywania łamigłówek, jednakże szybko da się odczuć, że ślamazarność Mario i jego nieco mało responsywne działania czasami lekko przeszkadzają i doprowadzają do skuchy. Bo wąsacz albo nie złapie się w porę zwisającego łańcucha, albo gra źle odczyta jego kolizję z oponentem i zamiast wylądować mu bezpiecznie na głowie, straci życie. Doświadczeni użytkownicy szybko sobie z tym poradzą, lecz kilkulatki będą się przez to trochę frustrować. Na szczęście wystarczy odrobina treningu i można wyłapać, jak kontrolować bohatera, aby radzić sobie z jego problemami. Ponadto początkowe etapy są na tyle proste, że służą raczej za samouczek i pozwalają na spokojne zapoznanie się z najważniejszymi mechanizmami gameplayu.

Krótko, ale intensywnie

W ogólnym rozrachunku rozgrywka przez większość czasu skupia się na odkrywaniu, w jaki sposób dotrzeć do zamkniętych drzwi umieszczonych na końcu etapu. Żeby jednak tego dokonać, wcześniej trzeba znaleźć klucz oraz opcjonalne znajdźki w postaci zapakowanych prezentów. Na większości plansz występują kolorowe przełączniki (żółty, niebieski, czerwony), aktywujące konkretne platformy lub inne konstrukcje – zazwyczaj trzeba je włączać w odpowiedniej kolejności, przy jednoczesnym zmienianiu swojej pozycji na mapie. Mimo to produkcja delikatnie modyfikuje swoje oblicze wraz z odblokowaniem nowych światów, dlatego najlepiej wyjaśnić jest zasady gry w oparciu o konkretne tryby zabawy:

  • Podstawowa kampania – na początku mamy do czynienia ze standardowym podziałem gry na kilka osiem światów (dwa zostały przygotowane z myślą o rimejku), które następnie dzielą się na sześć głównych etapów, jedną misję specjalną i walkę z bossem. W tych pierwszych gracze kierują wyłącznie poczynaniami protagonisty, który rozwiązuje najróżniejsze zagadki logiczne i środowiskowe, co doprowadza go do odnalezienia jednego z Mini-Mariów. Następnie, gdy zbierzemy wystarczająco liczbę zabawek, wtedy jesteśmy dopiero w stanie przeskoczyć do kolejnego etapu, gdzie mechaniczne figurki podążają za nami i musimy nimi manewrować w taki sposób, aby dotrzeć z nimi do wielkiego pudła. Liczba uratowanych ludzików przekłada się na liczbę żyć w starciach z Donkey Kongiem, w których najczęściej rzucamy w niego drewnianymi skrzyniami.
  • Poziomy Plus – po ukończeniu gry odblokowuje się aż osiem dodatkowych światów. Początkowo zakładałem, że czeka mnie powtórka z rozrywki, tyle, że na nieco zmodyfikowanych lokacjach, ale bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Nintendo nie poszło po linii najmniejszego oporu, tylko przygotowało prawie pięćdziesiąt dodatkowych wyzwań. Zmieniono też delikatnie zasady – gracze nie muszą już szukać klucza, ponieważ ten dzierży jeden z Mini-Mariów, który towarzyszy nam przez całą misję. Zmiana niby kosmetyczna, lecz w rzeczywistości mocno zmienia podejścia do zabawy.
  • Poziomy Expert – zdecydowanie największe wyzwanie stanowią poziomy eksperckie, które powstały wyłącznie z myślą o najbardziej doświadczonych użytkownikach. Schemat działania jest taki sam, jak w podstawowej kampanii, tyle, że projekty lokacji są o wiele bardziej skomplikowane i kładą jeszcze większy nacisk na sekwencje zręcznościowe.
  • Time Attack – jeśli nadal będziecie czuli potrzebę obcowania z tym dziełem, to po jej ukończeniu otrzymacie możliwość ponownego zaliczenia wszystkich poziomów w jak najkrótszym czasie. Jeśli pobijecie rekord ustanowiony przez twórców, w nagrodę otrzymacie złoty medal.

Niestety nawet pomimo – mogłoby się wydawać – rozbudowanej zawartości, do finału Mario vs. Donkey Kong można dotrzeć raptem w sześć-siedem godzin, przy jednoczesnym zaliczeniu wszystkiego na sto procent. Cóż, za chciałoby się więcej…

Ułatwienia dla młodszych graczy

Poziom trudności w Mario vs. Donkey Kong przez większość czasu jest niestety bardzo niski, a odkrycie rozwiązania łamigłówek na dobrą sprawę ani razu nie sprawiło mi problemów. Jedynie poziomy eksperckie sprawiły, że byłem zmuszony do kilkukrotnego ich powtarzania, aż w końcu zrobiłem w nich wszystko na sto procent. Najczęściej porażka wynikała jednak bardziej z siermiężności głównego bohatera, niż faktycznych kłopotów z odkryciem właściwej drogi do celu. Prostotę rozgrywki twórcy próbowali zakamuflować przy pomocy dużych kar – wystarczy jedno zetknięcie się z jakąś przeszkodą (np. kolcami) lub przeciwnikiem, aby Mario tracił życie. Wtedy jest też przenoszony do samego początku etapu, a wszystkie postępy na danej mapie zostają zrestartowane.

Zdaję sobie natomiast sprawę, że piszę o tym wszystkim z perspektywy dorosłego użytkownika, który w swoim życiu ukończył niejedną trudną produkcję. Jeśli natomiast wasze dzieciaki dopiero wkręcają się w gry wideo i frustrują ich porażki, to mam dobrą wiadomość! Producent przygotował opcjonalny tryb Casual, jeszcze bardziej ułatwiający gameplay. W tym przypadku protagonista odblokowuje punkty kontrolne rozstawione w różnych miejscach na planszy, zaś popełnienie błędu nie jest równoznaczne z powtarzaniem wszystkiego od nowa. Mario dostaje kilka szans, a w razie odniesienia obrażeń nie umiera, tylko zostaje przetransportowany w bańce mydlanej do najbliższego checkpointu.

Czy Mario vs. Donkey Kong to dobra gra?

Samotna zabawa jest jak najbardziej możliwa, jednakże dzieło Nintendo bardzo dużo zyskuje w opcjonalnej kooperacji dla dwóch graczy. W taki sposób można zaliczyć wszystkie poziomy dostępne w grze, zaś rola drugiego użytkownika nie jest w żaden sposób marginalizowana. Co więcej – gameplay ulega delikatnej modyfikacji, bowiem w standardowych etapach nie musimy dotrzeć wyłącznie do jednego klucza, ale aż dwóch, co wymusza zupełnie inne podejście do radzenia sobie z przeszkodami i planowania trasy do zamkniętych drzwi.

Lokalna zabawa na jednej konsoli to doskonały dodatek, przy którym fantastycznie możecie spędzić czas ze swoją pociechą. Sam miałem okazję rozegrać parę poziomów z pięcioletnim synem i bardzo miło wspominam ten czas. Aczkolwiek żałuję tylko, że z jakichś powodów twórcy usunęli z kooperacji tryb Casual, zostawiając tylko Classic, gdzie początkujący gracze dosyć szybko mogą wyprztykać się z niewielkiej liczby żyć. Przez to późniejsze lokacje były dla mojego dziecka zbyt wymagające i zamiast dawać mu frajdę, zaczynały go denerwować

Pewne jest natomiast to, że gdy trochę podrośnie i zdobędzie doświadczenie w bardziej zaawansowanych tytułach, na pewno powrócimy do Mario vs. Donkey Kong. To zdecydowanie nie jest gra wybitna, ale została zrealizowana na tyle solidnie, że momentami nie sposób się od niej oderwać. Jeżeli wy lub wasze dzieci lubicie gry logiczno-zręcznościowe, to powinniście dać szansę rimejkowi. Niemniej, wydaje mi się, że na ten moment produkcja jest trochę zbyt droga – za tak skromną zawartość Nintendo powinno liczyć maksymalnie sto złotych, jak to mają w zwyczaju inni wydawcy. Wtedy zakup byłby jeszcze bardziej atrakcyjny.

Ocena: 7.5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.