Ile dziecko powinno siedzieć przed ekranem? Popełniłem fatalny błąd
„My siedzieliśmy godzinami przed ekranem i nic nam nie było” to bardzo popularny pogląd wśród rodziców, gdy rozmawia się z nimi na temat dzieci spędzających czas przed ekranem smartfona. Tylko różnic pomiędzy „wtedy” a „dziś” jest dosłownie ogrom, przykładowo teraz interesujące rzeczy nadawane są przez 24 godziny na dobę.

Zawsze wydawało mi się, że i jako dziecko, i jako nastolatek spędzałem dosłownie niezliczone godziny na oglądaniu telewizji, a potem też graniu na konsoli i komputerze. Przekonałem się jednak, że niestety pamięć płata figle – z rozmów z bliskimi, dla których ta perspektywa czasu jest inna, wynikło, że wcale tak nie było.
Te fałszywe wspomnienia to być może jedna z głównych przyczyn problemu, dla którego obecni rodzice (nie tylko ci grający) lekceważą temat zbyt długiego spędzania czasu swoich pociech przed ekranem. A zalecenia ekspertów są w tej kwestii bardzo jasne.
Ile czasu dziecko powinno spędzać przed ekranem?
Z badań przeprowadzonych przez Instytut Matki i Dziecka wynika, że ponad 55% polskich piątoklasistów spędza ponad 2 godziny dziennie na oglądaniu filmów, a ponad 60% poświęca kolejne 2 godziny na gry wideo i tyle samo na inne aktywności przy komputerze lub smartfonie. Daje to łącznie przynajmniej 6 godzin na dobę wpatrywania się w ekran urządzenia elektronicznego.
A ile powinno być? Maksymalny czas, jaki pociecha może spędzić na używaniu smartfona czy tabletu, z pewnością zależy od konkretnego dziecka i jego rodziców, ale myli się ten, kto uważa, że ogólnych zaleceń nie ma. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje nam takie informacje na talerzu:
- do 2. roku życia dziecko nie powinno mieć w ogóle dostępu do ekranów,
- powyżej 2. roku życia może korzystać z ekranów przez 15 minut dziennie,
- w wieku przedszkolnym – 30 minut dziennie,
- w wieku wczesnoszkolnym – maksymalnie 2 godziny dziennie.
Jedni przyklasną, drudzy powiedzą, że wymienione zalecenia są niemożliwe do zrealizowania. Większość rodziców twierdzi, iż bardzo poważnie podchodzi do sprawy ograniczania dziecku dostępu do urządzeń z ekranami, ale to tylko deklaracje.
Przeczytaj też: Jak grać z dzieckiem w gry wideo – miniporadnik dla rodziców
Nie popełniajcie mojego błędu
Ładnych parę lat temu, gdy mój syn miał ok. 2-3 lat, graliśmy wspólnie w Angry Birds, które wówczas święciło triumfy na smartfonach. Wydawało mi się wtedy, że to całkiem przyjemne urozmaicenie. Kolorowa oprawa nie różniła się od tej stosowanej w bajkach, a poza tym, gdzieś w środku drzemał we mnie młody tata, który chciał pokazać świat gier synowi.
Choć granie nie zajmowało nam dużo czasu, to – jak wspomina moja żona – w kolejnych dniach syn wręcz tupał nóżkami, czekając, aż tylko wrócę z pracy, by móc znowu zagrać. Trwało to może z miesiąc, gdy my, młodzi rodzice, zdaliśmy sobie sprawę, że nasz brzdąc nie potrafi zrozumieć, kiedy jest „koniec”. Na odbierany telefon reagował płaczem i agresją.
Cóż mogliśmy zrobić? Postawiliśmy na totalne odłączenie – i myślę, że każdy z rodziców, czytając te słowa, jest w stanie sobie wyobrazić, co nas czekało. Jeszcze długie tygodnie dziecko dochodziło do siebie, stale oczekując, że może znowu zagra. My podjęliśmy jednak decyzję o absolutnym odcięciu go od ekranu. W mieszkaniu wówczas nie mieliśmy telewizora, dzięki czemu na syna nie czekały też inne pokusy. Po jakimś czasie w końcu zauważyliśmy zmianę w jego zachowaniu. To był zupełnie nowy młody człowiek, który znów zainteresował się zabawkami analogowymi oraz spotkaniami z innymi dziećmi i któremu wróciła chęć do harcowania.
Smartfon nie dla malucha
Dlatego przestrzegam: nie róbcie tak, jak ja. Nie dawajcie dzieciom ekranów, dopóki nie będą na to gotowe. Oczywiście dzięki elektronice zyskacie trochę wolnego czasu dla siebie, ale ryzykujecie pojawienie się – prędzej czy później – ogromnych problemów emocjonalnych u waszych pociech.
Cała ta sytuacja sprawiła, że zacząłem znów myśleć o swoim mylnym wyobrażeniu o tym, że „my przecież też graliśmy cały czas w gry”. Nawet jeśli nie „cały czas”, to jednak wcale nie tak mało, ale potrafiliśmy zachować pewien balans, który wynikał po prostu z tego, jak żyło się w latach 80. czy 90.
Posiadacze konsol grali przecież tylko wtedy, gdy wolny był telewizor. Inni mieli w domu komputery ośmio- czy szesnastobitowe typu Amiga, Atari czy Commodore, ale pojawiał się z nimi ten sam problem: dostęp do ekranu. W końcu ze sprzętu mogli chcieć skorzystać także inni domownicy. A teraz? Teraz ekrany są wszędzie. W smartfonach, na witrynach sklepowych, w autobusach, na szkolnych tablicach. Jest ich zbyt dużo, żeby jeszcze dodatkowo podtykać je dwuletnim dzieciom pod nos.
Edukację młodego gracza należy dobrze zaplanować, być uważnym i przede wszystkim czuwać nad całym procesem. O tym, jak zacząć, napiszę następnym razem.
Obrazek główny: Karolina Grabowska, domena publiczna.